- Poradnik
- Zdrowa dieta
- Zdrowy styl życia
- Ziołolecznictwo
- 2022-09-13
Rozmowa z Bogusią della Porta przeprowadzona przez Agatę Majcher
„Zdrowie zależy właśnie od życia w harmonii, w harmonii ze sobą, swoją duszą, otoczeniem, prawami natury…” – rozmowa z Bogusią della Porta
Agata Majcher: Witam Cię serdecznie. Pytanie na rozgrzewkę: jakie są Twoje wrażenia po zlocie sympatyków „Zdrowia bez Leków” w Dobieszkowie?
Bogusia della Porta: Bardzo pozytywne. Urokliwe miejsce z wyraźnie odczuwalną dobrą energią, przyjemna, sielankowa atmosfera tworzona przez uczestników, bardzo ciekawe prelekcje, dużo wiedzy, a w przerwach cudowna muzyka.
A.M.: Trudno się nie zgodzić, zlot był bardzo udany, a pogoda dopisała. Od dłuższego czasu czytam Twojego bloga https://sekrety-zdrowia.org/ Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem?
B. d P.: Minęło 8 lat, odkąd zaczęłam stawiać pierwsze kroki. Początkowo publikowałam własne refleksje dotyczące fałszywych przekonań ugruntowanych w świadomości społecznej pod wpływem przekazu płynącego z głównego nurtu i od tzw. autorytetów na temat przyczyn chorób, głównie błędów w odżywianiu, promowania rozmaitych diet, liczenia kalorii, składników odżywczych, a przy tym deprecjonowania działania ziół i straszenia żywnością, która towarzyszyła człowiekowi od zarania dziejów.
A.M.: Zapewne zakładając swojego bloga, chciałaś podzielić się z Czytelnikami czymś ważnym. Jaka była Twoja droga do zdrowia?
B. d P.: Trudna, ponieważ lecząc ciało, musiałam równocześnie poprzestawiać sobie wiele rzeczy w głowie. Wiele lat zmagałam się z chorobą autoimmunologiczną, według standardów współczesnej medycyny – nieuleczalną, toteż niejednokrotnie traciłam wiarę w to, że jakieś naturalne, łagodne terapie i zioła mogą pomóc, skoro najnowocześniejsze środki farmacji zaledwie maskują objawy, nie dając szans na uzdrowienie. A jednak wbrew wewnętrznym przekonaniom udało się na Sri Lance, co było dla mnie kompletnym zaskoczeniem, stąd moja decyzja, najpierw by studiować medycynę ajurwedyjską, a następnie zgłębiać inne starożytne systemy lecznicze, również z naszego kontynentu, skąd je skutecznie wyrugowano. Sięgając do źródeł, publikacji, przekładów, starodruków, kronik, a nie tego co nam się oficjalnie przedstawia, wyraźnie widać, jak przeinaczono dawną wiedzę i przekaz ojców zachodniej medycyny choćby – Hipokratesa, Galena, Awicenny – jak wszystko, co proste i logiczne naukowo zagmatwano, by człowiek kompletnie się zagubił. Dzisiejszy adept czy student medycyny jest jak człowiek stojący przed ścianą lasu, który potrafi rozróżniać i nazywać poszczególne drzewa, zupełnie nie dostrzegając samego lasu tworzącego jednolity ekosystem.
A.M.: Dwie Twoje książki czytałam z zapartym tchem. Wieloma kwestiami mnie zaskoczyłaś. Pisałaś np. że miód poddany obróbce termicznej jest zdrowy, mleko i sól powinny gościć w naszej diecie, cytat: „osoby na diecie małosolnej częściej chorują na nadciśnienie, umierają na zawały serca i udary mózgu”, a gluten – tak naprawdę – to nie on nam szkodzi. Wkładasz kij w mrowisko (śmiech).
B. d P.: Wszystkie te – powiedzmy kontrowersyjne – treści opieram na dawnej wiedzy, doświadczeniu wszystkich poprzednich generacji, na własnych obserwacjach i przede wszystkim: logice. Wreszcie, podpieram je recenzowanymi publikacjami naukowymi ostatniej dekady, które niestety trzeba samemu odszukać w ogólnodostępnych bazach, gdyż nie są udostępniane szerokiej opinii publicznej. Dlaczego? Nie mam pojęcia, może niechętnie się przyznaje, że wiele lat nauka się jednak myliła, co przyniosło przecież druzgocące skutki dla zdrowia populacji, a może są inne powody.
Generalnie, w przeciwieństwie do jakichkolwiek produktów pochodzących z fabryki, w zasadzie wszystko, z czego człowiek korzystał od tysięcy lat, nie jest obce dla naszych komórek. Ale głównym wątkiem, który przewija się przez całą książkę, jest pozadyskusyjny fakt, że każdy organizm jest inny i inaczej będzie reagował na czynniki środowiskowe, dietę, sposoby leczenia itd. – to co dla jednego jest lekarstwem, dla drugiego może być trucizną.
Co do gotowanego miodu, to traci on stopniowo niektóre właściwości, ale w zmian zyskuje energię i ciepło oraz nabiera działania wykrztuśnego. Surowy wychładza, działa śluzotwórczo, a śluz to idealne środowisko do namnażania się: bakterii, wirusów, pasożytów, dlatego nasze babcie przy infekcjach czy chorych migdałkach gotowały mleko z miodem i masłem. I teraz, w zależności od naszej konstytucji, aktualnego stanu nierównowagi i wzorców zaburzeń czasem lepiej zastosować miód surowy, innym razem gotowany z mlekiem albo z ziołami w formie herbatki lub syropu, a czasem trzeba zupełnie z niego zrezygnować. Nie można powiedzieć, że coś naturalnego, przygotowanego tradycyjnym sposobem jest z założenia dobre bądź złe, wszystko zależy od okoliczności.
A.M.: Święta racja – nie ma jednego panaceum dla każdego. W drugiej części piszesz o energetyce ziół. Dlaczego o tej wiedzy na ogół się nie mówi?
B. d P.: W Europie przez ostatnie stulecia ta wiedza była konsekwentnie i metodycznie eliminowana, a przecież do dziś jest podstawą wszystkich tradycyjnych systemów leczniczych, w tym największych: jak ajurweda czy medycyna chińska. Nie ma znaczenia, jakie i na co zioła zastosujemy, w pierwszym rzędzie należy uwzględnić ich energetykę oraz dopasować do stanu tkanek, rodzaju zaburzeń oraz konstytucji, ponieważ jak wszystko, każde zioło wywołuje ruch w kierunku równowagi całego systemu, bądź przeciwnie, może pogłębiać nierównowagę. Toteż zioła klasyfikuje się według działania rozgrzewającego lub chłodzącego, czyli podstawowej zdolności do stymulowania bądź uspokajania metabolizmu, bierze się pod uwagę stany tkankowe jak: napięcie rozluźnienie, nadmiar/niedobór, nawilżenie/suchość. Celem terapii ziołowej jest wytworzenie wewnętrznej równowagi, wzmocnienie wewnętrznego ekosystemu – tkanek, narządów, naczyń – wszystkich sił zaangażowanych w utrzymanie zdrowia oraz harmonijny ruch – swobodny przepływ krwi, energii i płynów ustrojowych. Ogólnie rzecz biorąc, tradycyjne zielarstwo odnosi energetykę rośliny (np.: chłodzenie, nawilżanie, rozpraszanie stagnacji) do aktualnego stanu nierównowagi (np. stan zapalny, niepokój, napięcie) i konstytucji (np. suchość, wrażliwość).
I ta właśnie subtelna wiedza odróżnia przeciętnego zielarza od dobrego. Pierwszy zapamięta nazwę zioła na konkretną dolegliwość, drugi zastanowi się, co dobrać na suche, podrażnione tkanki, by je doprowadzić do równowagi – leczy człowieka nie chorobę. Z doświadczenia wiem, że właściwie dobrane zioła w bardzo krótkim czasie, nawet w ciągu kilku dni przynoszą widoczną poprawę, również eliminują ryzyko pogłębiania nierównowagi i pogorszenia stanu tkanek.
A.M.: Prowadzisz w pięknej i urokliwej Italii praktykę jako naturoterapeutka. Jak Ci się tu mieszka, jak to się stało, że wybrałaś Włochy jako miejsce do życia?
B. d P.: Kilka lat temu z mężem Włochem podjęliśmy decyzję o przeprowadzce w jego rodzinne strony na Wybrzeże Amalfi – w opinii wielu najpiękniejsze wybrzeże na świecie. To bardzo romantyczne, urokliwe i klimatyczne miejsce, gdzie czas się zatrzymał. Małe miasteczka z wąskimi uliczkami, małe sklepiki, kawiarenki, nie ma stresu i pośpiechu, jest bajkowo, kolorowo, góry, morze i zabytki w jednym miejscu, do tego przepyszna, świeża lokalna żywność i wciąż zachowane silne więzi społeczne.
Zadziwiająca jest pogoda ducha, dziecięca ciekawość i otwartość mieszkańców. Początkowo ich zbytnia gadatliwość momentami mnie irytowała. Na przykład w sklepiku czekałam na zakup, a tymczasem sklepikarz rozmawiał sobie o wszystkim i niczym z klientem stojącym przede mną. Pamiętam, kiedyś przerwałam taką rozmowę, mówiąc, że szybko chce coś tam kupić, sprzedawczyni natychmiast odpowiedziała: „ależ proszę, już podaję” i z ciekawości dodała: „a dokąd dziś tak się spieszysz?”. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, uzmysłowiłam sobie, że przecież nigdzie. Wówczas odkryłam, że po Warszawie wciąż byłam zaprogramowana na ciągły pośpiech, nawet jeśli nie ma takiej konieczności. Niestety ta pogoń, życie w biegu, stresie, wyobcowanie w miastach fatalnie się odbija na naszym zdrowiu, warto o tym pamiętać i starać się małymi krokami to zmieniać.
A.M.: Zastanowiłam się teraz nad tym, co powiedziałaś, mam podobną obserwację. Kiedyś, w małym sklepiku z warzywami, w Dolinie Aosty, zaciekawiła mnie jedna roślina jadalna. Bardzo chciałam się dowiedzieć, co to, ale pani sprzedająca w najlepsze gawędziła z klientką. A ja się zbierałam, jak to wydukać po włosku (śmiech). A tym warzywem była cykoria katalońska.
B. d P.: O, to bardzo stare warzywo znane od tysięcy lat w rejonie Morza Śródziemnego, pierwsze wzmianki o nim są na egipskich papirusach, o cykorii katalońskiej pisał już Pliniusz, a Galen zalecał na chorą wątrobę. U nas w ogrodzie rośnie w kępkach, szczyty przypominają trochę szparagi, a liście mniszek lekarski, nazywamy ją „cykorią szparagową“ ze względu na podobny do cykorii gorzki smak, który jest świetnym detoksykantem. Wykorzystujemy głównie do wiosennych delikatnych, chrupiących sałatek z: czosnkiem, oliwą, kaparami, cytryną ale i w daniach gotowanych. Po sezonie rzadziej, ponieważ przy wysokich temperaturach zbyt mocno gorzknieje.
A.M.: A ja na początku myślałam, że to jakiś mlecz i że we Włoszech sprzedają mlecze. Mamy tyle cudownych roślin leczniczych wokół siebie, a my chorujemy. Dlaczego?
B. d P.: Panuje przekonanie, że do utrzymania zdrowia potrzebujemy jak najwięcej składników odżywczych, ale według mojej wiedzy i wniosków z praktyki to nie jest do końca prawda. Dla zachowania zdrowia niezbędny jest harmonijny ruch, przepływ energii i materii (płynów), komunikacja międzykomórkowa bez zakłóceń, odpowiednie wibracje, częstotliwości, które u zdrowej osoby, jak podaje nauka, oscylują w zakresie 62–72 MHz. Procesy życiowe i wszystkie biochemiczne reakcje w żywych komórkach są przez te częstotliwości wyzwalane, sterowane, kontrolowane i regulowane – a więc to fizyka kontroluje biologię, a nie odwrotnie.
Każdą poważniejszą chorobę poprzedza długotrwałe zaburzenie równowagi na poziomie energetycznym, można to odczuć np. jako przewlekłe zmęczenie, następnie zaburzenie homeostazy będących skutkiem indywidualnej reakcji na środowisko, czynniki zewnętrzne bądź wewnętrzne np. emocje. Jak cała natura tak i nasze ciała podlegają ciągłym zmianom, bo ruch, a nie bezruch cechuje życie. Organizm nigdy nie znajduje się w statycznym stanie, w każdej chwili różne czynniki zakłócają wewnętrzną równowagę i nieustannie powstałe szkody są naprawiane. Te chwilowe zaburzenia są normalne, zwykle nie trzeba nic robić, wystarczy nie przeszkadzać organizmowi, by wszystko wróciło do normy, często natomiast nie zwracamy uwagi na subtelne sygnały wysyłane przez organizm, żyjąc pod dyktando umysłu, bez kontaktu z ciałem brniemy w kierunku nierównowagi, nie dając organizmowi szansy i procesy chorobowe się pogłębiają.
A.M.: Wiem, że każdy z nas jest inny, ale czy miałabyś jakąś ogólną poradę dla nas, jak żyć w zdrowiu i harmonii? Napisałaś ważne słowa: „ponieważ każdy z nas jest inną kombinacją żywiołów, dlatego to, co jednego uzdrowi, u drugiego może wywołać chorobę”.
B. d P.: Zdrowie zależy właśnie od życia w harmonii, w harmonii ze sobą, swoją duszą, otoczeniem, prawami natury, cyklami dnia i nocy, porami roku i wsłuchiwanie się w potrzeby ciała. Powinniśmy być po prostu bardziej uważni, bardziej polegać na czuciu, obserwować, jakie i kiedy jedzenie nam szkodzi, jakie nawyki, relacje, związki, praca, spędzanie czasu wolnego, rozrywka, emocje, myśli i czyny mają na nas wpływ pozytywny, a jakie negatywny. Zawsze warto zadać sobie pytanie: czy dana rzecz/sytuacja mnie wzmacnia czy osłabia? Brak uważności, nieakceptowanie procesów przemian zachodzących w czasie: w różnych etapach życia, porach roku, dnia i nocy oraz nieprawidłowe, nadmierne lub niewystarczające używanie zmysłów to według ajurwedy trzy główne przyczyny powstawania chorób. Te trzy czynniki łamią prawo zachowania równowagi i mają destrukcyjny wpływ na przemianę materii, energii, na nasze ciało, umysł i duszę.
A.M.: Jak sądzisz, dlaczego współcześni lekarze na wszystko zalecają tabletki, zamiast wsłuchać się w kilkuwieczne zalecenia starożytnych uzdrowicieli?
B. d P.: Taką wiedzą dysponują, tego się dziś uczy. Kiedyś w antykwariacie zdobyłam podręczniki szkół medycznych z początku XX wieku i widzę, jaką cenną wiedzę usunięto. Nie uczy się dziś tego, co jeszcze przed wojną było podstawą. Ale ten proces odchodzenia od widzenia holistycznego zaczął się już przed Kartezjuszem, metody leczenia niepasujące do nowych naukowych dogmatów z góry odrzucano jako nieprzydatne, nie zawracając sobie głowy, czy coś w praktyce się sprawdza, czy nie. Doprowadziło to do przesadnego podkreślania procesów somatyczno-fizjologicznych, które są zaledwie odbiciem chorób. Leczenie skupiło się na objawach i ich „zwalczaniu”, czego żniwo dziś zbieramy. Gołym okiem widać, że współczesna medycyna doszła do ściany, a jedną z przyczyn jest przesadne skupienie się na biochemii, bez uwzględnienia tego ciągłego ruchu i zmian polaryzacji. Wszędzie dookoła możemy obserwować różnice w działaniu na obiekt w ruchu i bez ruchu. Kiedy rower stoi możemy między szprychami przerzucać swobodnie kamyki, piasek, inaczej będzie, kiedy jedzie z dużą prędkością. Stąd oparte o badania naukowe lecznictwo czy ziołolecznictwo to wiedza fragmentaryczna, bo chyba każdy intuicyjnie rozumie zasadniczą różnicę między żywą istotą a zlepkiem komórek w laboratoryjnych probówkach.
A.M.: Dziękuję za inspirującą rozmowę. Czy udzielasz konsultacji online, jak można się z Tobą skontaktować?
B. d P.: Czasami tak, chociaż bez bezpośredniej oceny stanu tkanek i badania pulsu dużo trudniej mi diagnozować zaburzenia. Kontaktować się można przez formularz kontaktowy na witrynie internetowej https://sekrety-zdrowia.org/kontakt/
- Poradnik
- Zdrowa dieta
- Zdrowy styl życia
- Ziołolecznictwo
- 2022-09-13
Inne wpisy w tej kategorii
2024-10-11
Naturalne wspomaganie leczenia kaszlu, kataru i bólu gardła
2024-10-01
Działanie zdrowotne kwasów tłuszczowych omega-3
2024-09-20
Sarkopenia – jak zapobiegać utracie masy i siły mięśni w starszym wieku
2024-09-19
Nasiona na każdy dzień
2024-08-28